Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski
9630
BLOG

Pogorzelisko czyli mafia państwowa

Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski Społeczeństwo Obserwuj notkę 24
Rozprawa rozpoczęła się 14 października 2015 roku o godzinie 12. 00. Pomimo siedmioletniego muru milczenia, który wyrósł między nami, major Tomasz Budzyński opowiedział w sądzie prawdę o historii, którą zaplanowano w gabinetach polityków i ludzi służb tajnych. Opowiedział, jak to wiceszef ABW w porozumieniu z osobami postawionymi wysoko w hierarchii państwowej naciskał na niego, by zmusił mnie do udziału w prowokacji przeciwko legalnie działającej instytucji państwowej, jak to nagrodą za wykonanie podłego zadania miała być dla niego intratna posada w spółce skarbu państwa, jak odmówił i natychmiast zaczęły się jego problemy – a potem moje problemy. Opowiedział o tym, czego w głębi serca domyślałem się od dawna, choć przez długi czas nie dostrzegałem niewidzialnych mocy nasłanych na mnie i moją rodzinę przez przyszłego prezydenta Polski i jego środowisko. Miałem być pierwszym z wielu kozłów ofiarnych w tej historii, po mnie mieli być kolejni.
– Od 2008 roku nie miałem kontaktu z Wojciechem Sumlińskim, po zdarzeniach, które nastąpiły w chwili jego próby samobójczej. Wojtek wystosował wówczas list, który rzucił cień na moje stosunki. Nie kontaktowałem się z nim od tamtej pory, aż do wakacji tego roku. Obserwując tę sprawę w mediach potwierdzam, że Wojtek padł ofiarą prowokacji ze strony mojej byłej firmy, czyli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wszystkie wydarzenia w tym procesie są wynikiem właśnie działań ABW. Na potwierdzenie tego faktu chciałbym przytoczyć zdarzenie, które miało miejsce wiosną 2008 roku, podczas mojego spotkania z ówczesnym zastępcą szefa Agencji, Jackiem Mąką. Jacek naciskał na mnie, bo wiedział, że ja się znam dobrze z Wojtkiem. Chciał, bym zmusił Wojtka do współpracy z Agencją w zakresie realizacji kombinacji operacyjnej, dotyczącej Komisji Weryfikacyjnej WSI. Realizacja miała na celu głównie wykazanie niekompetencji członków Komisji i zdyskredytowanie w oczach opinii publicznej jej prac. Nie chciałem się w takie rzeczy angażować i na najbliższym spotkaniu poinformowałem Wojtka, że coś się wokół niego niedobrego dzieje. Powiedziałem, by uważał na to, co robi i z kim się kontaktuje, bo te rzeczy mogą być wykorzystane. W późniejszym okresie podczas rozmów – bo przecież utrzymywałem kontakty z kolegami, którzy pracowali w ABW i którzy znali dobrze tę sprawę – wielokrotnie mówiono, że była to prowokacja, że Wojtek jest ofiarą działań mojej byłej firmy.
– Z czyjej inicjatywy doszło do pańskiego spotkania z panem Mąką?
– Jacek zadzwonił.
– Czy to mogła być inicjatywa indywidualna pana Mąki, czy odniósł pan wrażenie, że on też jest pośrednikiem?
–Nikt w służbach nie mógł takich rzeczy robić na własną rękę, w szczególności na takim stanowisku. Mąka był wtedy zastępcą szefa.
– Kim dokładnie był Jacek Mąka, ile miał lat służby, jakie doświadczenie?
– Jest prawnikiem, kończył UMCS w Lublinie. Wiem, że pisał doktorat na UMCS. Byliśmy razem w szkole oficerskiej. Rozpoczął służbę wiosną 1994 roku w Białymstoku, przeszedł tam szczeble kariery. Najpierw w UOP, a później w ABW. W lipcu 2004 roku został zastępcą szefa, a ja zostałem dyrektorem delegatury w Lublinie. Było to jesienią 2004 roku.
– A kim był Jacek Mąka w okresie, w którym ta rozmowa z panem została przeprowadzona?
– Pod koniec 2005, albo na początku 2006 roku, został odwołany z funkcji zastępcy szefa ABW. Gdy jednak Platforma Obywatelska wygrała wybory w roku 2007, ponownie został powołany na stanowisko zastępcy szefa.
– Na wiosnę 2008 roku szefem pana Jacka Mąki był Krzysztof Bondaryk?
– Tak było, po jesiennych wyborach w 2007 roku.
– Czego oczekiwał pan Mąka od pana, jako przyjaciela pana Sumlińskiego?
– Żebym zaangażował się w rozmowy bezpośrednie.
– Świadek powiedział, że Wojciech Sumliński jest ofiarą prowokacji firmy, w której świadek pracował, czyli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Czy Jacek Mąka naciskając, by świadek zmusił Sumlińskiego do działań przeciw Komisji Weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, miał jakieś oczekiwania względem świadka?
– Był moim przełożonym, za wykazanie się zawsze jest jakaś nagroda. Padło sformułowanie, że mogę uzyskać posadę w spółce skarbu państwa.
– Dlaczego świadek nie zdecydował się na wzięcie udziału w prowokacji przeciwko Komisji i panu Sumlińskiemu?
– Są pewne granice.
– Dlaczego w tamtym czasie świadek nie powiedział Sumlińskiemu wszystkiego, by mógł tej prowokacji jakoś przeciwdziałać?
– Obawiałem się konsekwencji. Gdyby nadał sprawie rozgłos medialny, ujawnił fakty w programie telewizyjnym czy gazecie, miałbym bardzo poważne problemy.
– Dlaczego Jacek Mąka zwrócił się właśnie do świadka z taką przestępczą propozycją?
– Znaliśmy się od czasów szkoły oficerskiej, czyli od 1994 roku. Później te kontakty były ograniczone, bo on był w Białymstoku, ja zaś służyłem w Lublinie. Zostałem powołany na stanowisko dyrektora delegatury, a Jacek był zastępcą szefa, więc nadzorował mnie. Podlegałem mu. Doskonale wiedział, że znam się z Wojciechem Sumlińskim, że się kontaktujemy.
– Świadek powiedział, że miał żal o list po załamaniu Wojciecha Sumlińskiego, jakie ten przeszedł w 2008 roku, przed próbą samobójczą. Czy od tamtej pory przez te wszystkie lata Sumliński szukał kontaktu ze świadkiem, wywierał na świadka jakieś wpływy, naciski?
– Absolutnie żadnego kontaktu nie było. A że teraz rozmawiamy? Zmiana sytuacji politycznej powoduje to, że człowiek staje się odważniejszy.
– Czy to znaczy, że na ten siedmioletni okres milczenia wpłynęła nie tylko refleksja, ale także obawa.
– Tak.
– Czego się pan obawiał?
– Służby mają długie ręce.
– Chciałbym, aby świadek opowiedział o swojej znajomości z Sumlińskim.
– Poznaliśmy się jesienią 2005 roku za pośrednictwem księdza Andrzeja Jaczewskiego, który stwierdził, że ma kolegę dziennikarza zaangażowanego w wyjaśnienie okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki i poprosił, bym z Wojtkiem porozmawiał. Zdarzało się, że Wojtek nie znał spojrzenia służb specjalnych, czy to na dokumenty, czy na informacje, czy wreszcie na ludzi. Wojtek zwrócił się do mnie z prośbą, bym pomógł mu w realizacji czynności polegających np. na ocenie dokumentów oraz informacji, które pozyskiwał – chodziło o pomoc w zweryfikowaniu, czy są wiarygodne i autentyczne. Powiedział mi, że ma kontakty z ludźmi z WSI, że prowadzi z nimi rozmowy. Zależało mu, żeby czasami po prostu w pewnych kwestiach doradzić – miałem prowadzić działania osłonowe. Taki był początek naszej znajomości. Później znajomość się rozwijała, spotykaliśmy się w różnych okolicznościach, w różnych miejscach i omawialiśmy różne sprawy czy sytuacje. Zdecydowałem się pomóc Wojtkowi, bo widziałem, jak bardzo jest zaangażowany w kwestię wyjaśnienia śmierci księdza Jerzego. Czasami wydawało mi się to aż dziwne, ale zrozumiałem, że Wojtek traktuje tę sprawę jako swoją misję. Podczas tych spotkań rozmawialiśmy także o ludziach z WSI, o różnych sprawach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo