Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski
9220
BLOG

Jan Kulczyk- czyli szósty zmysł "wizjonera"

Wojciech Sumlinski Wojciech Sumlinski Społeczeństwo Obserwuj notkę 31

Bez współpracy z SB i z Departamentem I MSW w latach 70. i 80. żaden obywatel PRL nie mógł prowadzić tak rozległych interesów w Europie Zachodniej, jak robił to Henryk Kulczyk, ojciec Jana Kulczyka. Dzięki szerokim kontaktom Kulczyk senior stworzył fundamenty pod przyszłą działalność biznesową Kulczyka juniora, którego pierwszym wielkim interesem w III RP była dostawa w 1992 roku samochodów dla policji i Urzędu Ochrony Państwa. Kierowane przez Andrzeja Milczanowskiego MSW zamówiło volkswageny bez otwartego przetargu w firmie Kulczyka – ot tak, po prostu. Krokiem milowym w karierze Jana Kulczyka była prywatyzacja „Warty”. Wiosną 1994 roku wyemitowano ponad milion akcji „Warty”, których cenę emisyjną ustalono na 100 tysięcy starych złotych za akcję. Kilka miesięcy później, po ogłoszeniu publicznej emisji akcji „Warty”, rada nadzorcza spółki ustaliła cenę na 800 tysięcy złotych za akcję. Kulczyk, który miał wówczas w akcje „Warty” zainwestowanych kilka milionów dolarów, zarobił krocie. Dzięki tej operacji wartość jego majątku z dnia na dzień wzrosła wielokrotnie, a dalej już poszło łatwo. Tylko ktoś naprawdę naiwny mógłby przypuszczać, że o takim sukcesie zadecydował szósty zmysł „wizjonera”. W prywatyzacji „Warty” brali udział oficerowie Urzędu Ochrony Państwa, którzy chcieli zarobić na manipulacji akcjami. Zgromadzili 13 miliardów starych złotych i kupili za nie akcje „Warty” oraz Banku Śląskiego. Akta tej operacji do dziś opatrzone są klauzulą „ściśle tajne”. Dlaczego Wywiad UOP postanowił zaangażować się w operację zakupu uprzywilejowanych akcji „Warty”? Powodem była strata pieniędzy z funduszu operacyjnego, spowodowana zaangażowaniem się w interesy z Siergiejem Gawriłowem, urodzonym w Kanadzie Rosjaninem, formalnie obywatelem państwa Belize. Interesy z Gawriłowem oficerowie Zarządu Wywiadu UOP prowadzili w okresie, gdy Gromosław Czempiński był zastępcą szefa UOP, nadzorującym wywiad. Służba ta założyła spółkę „Światowe Centrum Finansów i Handlu ze Wschodem”, której Gawriłow był udziałowcem, a która to spółka miała być przykrywką dla działalności wywiadu gospodarczego i legalizować pieniądze z nieoficjalnego funduszu operacyjnego. Osłoną całej operacji zajmował się kontrwywiad UOP, ale ten sam UOP pozorował też… zajmowanie się Siergiejem Gawriłowem.

         Do działań w tym ostatnim zakresie został oddelegowany podporucznik Piotr Pekins, młody funkcjonariusz Departamentu Kontrwywiadu, który nie miał pojęcia, że sam jest elementem rozgrywki. Do powierzonego zadania porucznik Perkins podszedł szczerze, choć sam był bardzo zdziwiony – jak twierdzą jego koledzy ze służby – że funkcjonariuszowi o tak niewielkim doświadczeniu przydzielono tak poważne działania operacyjne, odnoszące się do osoby podejrzewanej o pracę na rzecz rosyjskiego wywiadu. Dopiero później zrozumiał, że liczono zapewne, iż jego brak doświadczenia sprowadzi śledztwo na manowce. Tymczasem tak się nie stało. To właśnie Perkins odkrył, że działalność Gawriłowa możliwa była tylko dzięki temu, że patronował temu polski wywiad na czele z ówczesnym szefem UOP Gromosławem Czempińskim i politykami skupionymi wokół SLD. Sprawa była wielowątkowa, bo oprócz sprawdzania wątków współpracy z obcym wywiadem działania operacyjne w odniesieniu do Gawriłowa prowadzono w kierunku prania brudnych pieniędzy i działania na niekorzyść spółki. Co ciekawe, według porucznika Pekinsa figurant – Siergiej Gawriłow – w wyniku wynoszenia dokumentów przez funkcjonariusza kontrwywiadu był na bieżąco informowany o podejmowanych wobec niego działaniach operacyjnych prowadzonych pod kierunkiem Pekinsa. Z Gawriłowem współpracowali też funkcjonariusze policji.

         Potwierdzeniem „parasola ochronnego”, roztoczonego nad obywatelem państwa Belize była akcja UOP w miejscowości Polaki pod Siedlcami, gdzie według wiarygodnych, wieloźródłowych informacji Gawriłow miał mieć arsenał broni. Okazało się, że zawartość magazynu została wywieziona 48 godzin przed planowaną akcją UOP, w efekcie czego znaleziono jedynie skrzynie na amunicję i pokrowce do wyrzutni przeciwpancernych, których nie zdążono wywieźć – samej jednak broni nie znaleziono. Bez poważnego patronatu politycznego taka ochrona i takie sytuacje, niweczące ściśle tajne operacje UOP, nie mogłyby mieć miejsca.

         Ostatecznie zarzut współpracy z obcym wywiadem przez Siergieja Gawriłowa nie obronił się, gdyż był on obywatelem Belize – nie Polski – i w efekcie skończyło się jedynie na zarzutach nielegalnego posiadania broni, którą znaleziono podczas przeszukania. Protektorzy ze służb tajnych pilnowali jednak, by Gawriłowowi nie spadł włos z głowy i ostatecznie Rosjanin z paszportem Belize został jedynie wydalony z Polski, jako persona non grata.

         Historia z Gawriłowem była potwierdzeniem faktu, dziś oczywistego, że w każdy poważny interes, przetarg czy kontrakt w Polsce zaangażowani są ludzie służb specjalnych, a gdyby ktoś miał w tym względzie wątpliwości, to musiałby je stracić po dokładnym przyjrzeniu się niektórym interesom Jana Kulczyka. Największy zysk Kulczyk odniósł na transakcji związanej z Polską Telefonią Cyfrową, na której zarobił ponad 800 milionów złotych: w 1996 roku zapłacił za udziały kilkanaście milionów złotych, by w 1999 roku sprzedać je za 825 milionów złotych. Ale prawdziwym majstersztykiem była prywatyzacja Telekomunikacji Polskiej, w której biznesmen w ogóle nie angażując własnych środków, a jedynie kredyt, w ciągu kilku lat zarobił na czysto ponad 180 milionów złotych. Także taka „akcja” nie mogła obyć się bez swoistego patronatu ważnych figur ze służb specjalnych, w tym ostatnim przypadku bez osobistego „patronatu” byłego szefa UOP, generała Gromosława Czempińskiego.

         Generał w całej tej sprawie doradzał Kulczykowi i działał na rzecz jego interesów – oczywiście także swoich własnych interesów – szkopuł w tym, że wiązało się to ze szkodą dla interesu publicznego. Skutek był taki, że – jak zawsze w takich sytuacjach – biznesmeni i specsłużby zyskiwały, państwo traciło. Dokładnie tak samo, jak w przypadku „Zielonego Bingo”, operacji UOP, która odbywała się za kadencji Gromosława Czempińskiego w tej służbie, ale tę historię – jak słyszałem – już pan zna. Gnębi mnie niejasne, niesprecyzowane przeczucie, że ta historia, i wszystko to, co tu dziś panu powiedziałem, nie jest całkiem pozbawione związku z dokumentami dotyczącymi „Pruszkowa”, które pan opublikował, a które stały się przyczyną pańskich problemów – spointował Nowak.

         – Jaki jest to związek? – spytałem, bo z kolei ja miałem niejasne i niesprecyzowane przeczucie, że zbliżamy się do sedna.

         – Taki, że kluczową rolę w operacji „Zielone Bingo” odegrał Grzegorz Żemek. Ten sam, który współpracował z Leszkiem Cichockim w operacjach dotyczących obrotu specjalnego firmy NAT. Ten sam, który odegrał kluczową rolę w aferze FOZZ, matce wszystkich afer III RP, a z której pieniądze stały się fundamentem dla powstania mafii paliwowej i wielu innych przedsięwzięć polityków, Wojskowych Służb Informacyjnych, Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ten sam, który prowadził interesy z najbliższymi współpracownikami „starych” pruszkowskich, Wojciechem Paradowskim i Stefanem Pokorskim, a którzy finansowali większość partii politycznych, oraz z Wiktorem Kubiakiem, wspierającym finansowo Kongres Liberalno-Demokratyczny, na bazie którego powstała Unia Wolności. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej!

(fragment książki "Czego nie powie Masa o polskiej mafii")

Wojciech Sumliński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo